Przeklęty kontrakt – Melanie Moreland audiobook – Miłość, która rodzi się z nienawiści

Opis

Drodzy miłośnicy literackich podróży, szczególnie tym, którzy w szumie codzienności szukają chwili wytchnienia w świecie słów,

Gdy po raz pierwszy sięgnęłam po audiobook “Przeklęty kontrakt” Melanie Moreland w interpretacji Moniki Bednarek, moje oczekiwania były… hm, powiedzmy, że umiarkowane. Romans biurowy z motywem udawanego związku? Brzmi jak przepis na literacki fast-food. Ale jako zawodowa czytelniczka (i słuchaczka) wiem, że nawet najprostsze historie mogą zaskoczyć głębią, jeśli tylko autor potrafi tchnąć w nie życie. I tu właśnie Moreland zrobiła coś ciekawego – wzięła dobrze znany schemat i nadała mu własny, charakterystyczny rys.

Richard VanRyan to postać, która od pierwszych minut lektury drażni jak źle dopasowane buty. Jego bezwzględność, chłód i arogancja są tak przerysowane, że aż… fascynujące. Słuchając, miałam przed oczami wspomnienie pewnego profesora z moich studiów – człowieka o równie ostrych łokciach intelektualnych, który potrafił studentów redukować do roli błędów w swoim perfekcyjnym świecie. Moreland jednak, w przeciwieństwie do mojego profesora, daje Richardowi szansę na przemianę. I to jest właśnie ten moment, gdy “Przeklęty kontrakt” przestaje być tylko lekką rozrywką, a staje się opowieścią o ludzkiej zdolności do zmiany.

Katharine Elliot to z kolei postać, która początkowo wydaje się zbyt pospolita jak na główną bohaterkę. Ale właśnie w tej zwyczajności tkwi jej siła. Jej wewnętrzna walka między potrzebą finansowej stabilizacji a pragnieniem zachowania godności przypomniała mi historię mojej babci, która w czasach PRL-u pracowała w urzędzie pod okiem despotycznego szefa. “Czasem trzeba zacisnąć zęby i przetrwać” – mawiała. Katharine robi dokładnie to, ale Moreland dodaje do tej postawy współczesny feminizm – bohaterka nie jest bierna, lecz strategiczna.

Monika Bednarek jako narratorka… Cóż, jej interpretacja to mieszanka zachwytu i irytacji. Z jednej strony, perfekcyjnie oddaje emocje Katharine – te drobne wahania głosu, gdy bohaterka stara się ukryć wzburzenie, są mistrzowskie. Z drugiej, jej Richard brzmi czasem jak karykatura złego szefa z telenoweli. Ale może właśnie o to chodzi? Może ten przerysowany styl ma podkreślić, jak bardzo Richard na początku jest postacią z kartonu, by późniejsza przemiana była bardziej widoczna?

Technicznie, audiobook stoi na wysokim poziomie. Dźwięk jest czysty, bez zbędnych szumów, a tempo narracji pozwala zarówno na delektowanie się opisami, jak i dynamiczne sceny dialogowe. Editio zadbało o jakość produkcji – to ważne, bo nic tak nie psuje doświadczenia słuchania, jak techniczne niedoróbki.

Porównując “Przeklęty kontrakt” do innych romansów biurowych, muszę przyznać, że Moreland nie odkrywa Ameryki. Motyw “z nienawiści do miłości” był eksploatowany już wielokrotnie, od “Dumy i uprzedzenia” Austena po współczesne “The Hating Game”. Ale autorka dodaje do tego schematu własny styl – jej poczucie humoru jest bardziej subtelne niż w typowych romansach, a dialogi mają tę specyficzną iskrę, która sprawia, że chce się ich słuchać.

Czy polecam? Jeśli szukacie lekkiej, ale nie głupiej rozrywki na długie wieczory – jak najbardziej. “Przeklęty kontrakt” to jak dobra kawa w ulubionej kawiarni – znajomy smak, ale podany w sposób, który sprawia przyjemność. A audiobookowa forma dodaje tej historii nowego wymiaru, pozwalając w pełni doświadczyć emocji bohaterów.

Z literackim pozdrowieniem, zawsze gotowa do odkrywania nowych historii wśród słów, Zofia Kowalska